Resklama a kobieta

Mass-media kreują wzorce życiowe, mają wpływ na większość podejmowanych przez nas decyzji, mówią bowiem, co jest najmodniejsze, co trzeba mieć, by być najpiękniejszym, szczęśliwym, podziwianym. I tu właśnie wpadamy w sidła, no bo przecież są ucieleśnieniem naszych marzeń. A miejsce kobiet w tym wszystkim? Według mediów świat jest wielkim domem towarowym, po którym błądzi słaba i bierna kobieta, która jest zarówno konsumentem, jak i towarem. Jak dowodzą badania feministek (niestety, nie polskich lecz amerykańskich), zjawisko sexizmu (jakby ktoś nie wiedział, to nie jest to nadmierny popęd seksualny, ale dyskryminacja płciowa) - w mass-mediach jest bardzo częste. Raz jest to uprzedmiotowiony symbol seksu, a więc najlepsze narzędzie do sprzedania najróżniejszych towarów. Innym razem opiekunka i strażniczka gniazda domowego (inaczej mówiąc kurka domowa), której największym zmartwieniem jest plama na spodniach męża. Reklamy odwołują się często do stereotypowych ról płciowych, przedstawiają typowy, patriarchalny model rodziny. Mężczyzna prezentowany w nich to zdobywca-superman, który kobiety traktuje przedmiotowo (od razu przypomina mi się reklama, w której facet zmienia żony jak rękawiczki, a ma wciąż ten sam samochód). Obserwując te stereotypy, ktoś mógłby dojść do wniosku, że kobiety są słabe, głupie, nic nie potrafią, a mężczyźni to wspaniali, waleczni półbogowie. I tak się w sumie dzieje, tylko, że niezależnie od nas. Nieświadomie zaczynamy wierzyć w ten fałszywy światek, którym jesteśmy karmieni. Dowodem na to, jak krzywdzące i frustrujące są to mity, które prezentują media, może być eksperyment, który przeprowadzono w U.S.A. Otóż w dwóch salach projekcyjnych posadzono kobiety. W jednej wyświetlano reklamówkę kostiumów kąpielowych (a co za tym idzie, prezentujące je modelki miały idealne (?) wymiary), natomiast w drugiej sali wyświetlano film o kobietach, które coś w życiu osiągnęły (np. powiedzmy Margaret Thacher chłe! chłe!). Z pierwszej sali kobiety wyszły zasmucone, pełne kompleksów (dotyczących m.in. sylwetki, z którą wiązały po wyjściu z projekcji swoją pozycję w społeczeństwie), z drugiej sali wyszły pewne siebie dowartościowane (chyba!) Amerykanki, gotowe na wszystko. Jestem przeciwna takim eksperymentom, ale chodziło mi o pewne zobrazowanie. Jaki z tego wniosek? A no taki. Nigdy nie będziemy wolni, dopóki media będą miały większy wpływ na nasze życie niż my sami (tylko, żeby ktoś nie myślał, że namawiam do wyrzucenia telewizora przez okno, czy coś takiego. Chodzi mi o "umiejętne korzystanie" z mediów). To chyba wszystko. Tak w ogóle to miłego oglądania TV, słuchania radia, czytania gazet itp.

Alinka - Grudziądz