Wegetariaznizm w sporcie i nie tylko

McDonald's- chyba najbardziej znienawidzona wśród załogantów korporacja. Co prawda pojawiają się głosy, że nie różni się ona niczym specjalnym od dajmy na to Burger Kinga, ale myślę, że jest inaczej. Czy przypominacie sobie proces sądowy sprzed paru lat, jaki McŚcierwo wytoczy) brytyjskim działaczom ekologicznym kolportującym ulotki na jego temat? Oczywiście zarzucił im kłamstwa i choć cała sprawa toczyła się parę lat, a firma wynajęła niemało dobrych prawników, to de facto wyrok w wielu kwestiach przyznawał rację zielonym. Co oczywiście nie przeszkadzało rzecznikowi największej sieci darmowych kibli przedstawiać problemu jako wielkiej wygranej jego pracodawcy- że m.in. nie udowodniono, iż częste spożywanie dań w McDonaldzie jest szkodliwe dla zdrowia. Oto ostatnio dwie nastolatki z USA kierują do sądu pozew przeciw tej firmie, oskarżając, iż swoimi potrawami doprowadził je do otyłości. Jedna z dziewczyn waży, przy wzroście 168 cm, 130 kg! A co na 1o McOszust? Twierdzi, iż oskarżenie jest bezpodstawne, gdyż wszyscy dobrze wiedzą, że częste jadanie jego produktów naraża na otyłość i inne, podobne dolegliwości. Ot, jak w zależności od sytuacji można przekonywać o zupełnie czym innym. Z ostatniej chwili: sąd odrzucił pozew twierdząc, iż nastolatki nie udowodniły, że nie wiedziały o wysokiej kaloryczności potraw i ich wpływowi na otyłość-więc fakt ten wszyscy potwierdzają.

Innym kłamstwem tej korporacji były reklamy mówiące, że ich frytki są przyrządzane w 100% na oleju roślinnym-w rzeczywistości wstępnie były gotowane w łoju. Gdy fakt ten wyszedł na jaw. hinduska {a więc wegetariańska) mniejszość w USA złożyła zbiorowy pozew, oskarżając o obrazę ich religii. W następstwie tego McKłamca musi zapłacić ponad 12 min dolarów odszkodowania. Pomimo tego wciąż utrzymuje, że frytki w jego azjatyckich (najwięcej wegetarian na świecie) barach są rzeczywiście wegetariańskie, a tylko w Ameryce miały miejsce opisane oszustwa. Ktoś jednak zapyta, po cholerę wegetarianin chodzi jadać do McDonafd's? Cóż, tacy np. hindusi to żadne punki, dla nich ma być bezmięsne jedzenie i tyle, a sieć tych Darów jest po prostu jednym z możliwych miejsc stołowania. A że byli tam oszukiwani, to przekonali się o tym dopiero po To tylko my załoganci wciąż głosimy o ponad łych przekrętach i winach McOszusta i nie zamierzamy przekraczać progu tej firmy. Mam jednak kolegę wegetarianina, (I czasami odwiedza te przybytki. Otóż Jego żona i dzieci odżywiają się mięśnie i zdarza się, że w niedzielę wybierają się baru z klownem. Kolega i owszem, w imię rodzinnej ności towarzyszy im w tych wypadach, ale nigdy nie zapomina włożyć na siebie koszulki z antyMcDonaid'SDwym hasłem, no i oczywiście sam nic tam nie spożywa. Niedawno moi znajomi wybrali się pozwiedzać Syberię. Co prawda nie zimą, a latem i nie tę północną, ale jednak to zawsze Syberia.

Konkretnie okolice Bajkału, a potem przez granicę do Mongolii. Mocno intrygowało mnie, jak sobie tam dali radę z wyżywieniem jako wegetarianie. Co prawda też wyjeżdżamy w góry, ale zabieramy asy, a co parę dni mamy okazję je uzupełnić w jakimś sklepie. A tamci koledzy np.: 2,5 tygodnia nie widzieli żywej duszy na swej trasie, a w tamtejszych sklepach po ach to wiadomo, że z zaopatrzeniem dla nie mięsożernych kiepsko. Jednak okazuje się, że dali radę- oprócz dźwiganych zapasów mocno pomogły zbierane po drodze grzyby, jagody, poziomki i... czarne porzeczki, których rosnących tam dziko było w bród Gorzej natomiast było z tubylcami, którzy co prawda byli bardzo gościnni, ale nie rozumieli, że można żyć bez mięsa (skąd my to znamy?). Nawet Mongołowie, buddyści, ale ich wersja tej religii nie zabrania spożywania zwierząt. Na 5 osób tej wycieczki tylko jedna nie była wege, ale ze względu na znajomych unikała swego [zwyczajowego pokarmu. Efekt był taki, że tamtejsi mieszkańcy nieodmiennie dochodzili do przekonania, iż w Polsce nikt nie jada mięsa. Dla wegan byłaby to chyba jednak za ciężka wyprawa, bo znajomi często korzystali z mleka czy serów tamtejszych pasterzy, a i tak schudli po ładnych parę nów. Choć kto wie, jak podeszliby do tematu wywołani tu weganie. gdyż no znajomy zorientowany w ten sposób zaskoczył mnie stwierdzeniem, iż miód jada i nie widzi w tym niezłego. Jako wegetarianin może jestem laikiem w kwestii weganizmu, ale miałem wrażenie, że ta dieta wyklucza wszystkie składniki pochodzenia zwierzęcego.

Nie żebym się czepiał, ale tak to widziałem do tej pory, a teraz nie wiem, czy byłem w błędzie, czy po prostu trafiłem na człowieka, który żyje własną wersją weganizmu. Oczywiście weganie i wegetarianie mający pod dostatkiem jedzenia, a nie będący w ekstremalnych sytuacjach, są pełni siły i wigoru. Jakiś czas temu wpadła mi w ręce broszura "Wegetarianizm w sporcie", która daje kłam twierdzeniom, l bezmięsne odżywianie się, nawet jeśli pozwala żyć, to nie pozwala na ciężki wysiłek :formie pracy czy uprawiania sportu. Lekkoatletyką nigdy specjalnie się nie interesowałem, ale dobrze pamiętam, jak na przełomie lat 70-80 XX w. w biegach na 400 m przez płotki triumfy odnosił czarnoskóry Amerykanin Edwln Moses. M.in. dwa razy zdobył złoty medal na igrzyskach olimpijskich, wielokrotnie bił rekord świata na swoim ^dystansie i przez 8 lat nie przegrał żadnego biegu, w którym startował. Ale dopiero z tej żury dowiedziałem się, że facet był wegetarianinem! Jednak 400 metrów to nie jest .Jakiś oponent może zażądać wskazania bardziej "mocarnego" sportu. Nie ma znajdziecie tam przedstawicieli większości dyscyplin, także kulturystów, ciężarowców czy maratończyków, a nawet... szachistów . Bardzo dużo jest tam triatlonistów- niezorientowanym podaję, że to sport, w którym najpierw się pływa, potem jazda rowerem, a następnie biegnie, a wszystko bez żadnego odpoczynku. Dystanse poszczególnych dyscyplin zależą od rodzaju zawodów.

Na mnie duże wrażenie zrobił i wegetarianina Sixto Linaresa- rekordzisty świata w 24 godzinnym triatlonie. |ten podczas trwającego bez ustanku całodobowego wyścigu przepłynął 7,7 km, iał na rowerze 298 km oraz przebiegi 84,3 km! Jednak są i przykłady sów wegan (wbrew tytule broszury), choćby kolejny triationtsta Dave Scott- jedyny zawodnik, który został mistrzem świata więcej niż raz, a konkretnie 6 razy. Pozostając przy bezmięsnym temacie, to kiedyś moja żona była w sklepie ze zdrową żywnością i zaobserwowała takie oto zdarzenie: młoda matka z kilkuletnim dzieckiem ogląda artykuły, w pewnej chwili pyta sprzedawczyni, czy w danym nie ma nie mięsnego. W tym momencie córka spytała matki, co to takiego to mięso, a wtedy usłyszała: "Ty, dziecko, tego nigdy nie spróbujesz". Gdy przedstawiłem tę scenkę babkom w mojej pracy, to dopiero miały miny- pamiętacie moją poprzednią kolumnę i relacje o dokuczaniu im opowiadaniem właśnie takich historyjek? Nieraz radziłem wam w sytuacjach kłótni światopoglądowych podawać przykłady znanych wegetarian, osób homoseksualnych itd. Sam jednak czytając często o bezmięsnej diecie jakiejś gwiazdy zastanawiałem się, czy jej powodem są względy etyczne, czy może jest ona wynikiem tylko (?) dbałości o własne zdrowie. Skąd takie rozterki? Otóż po jakimś czasie może okazać się, że taka niby wegetariańska osoba zostaje przyłapana przez dziennikarzy na jedzeniu mięsa czy chodzeniu w futrze (Michael Jackson, córka Paula McCartneya, Madonna...), bo przecież od czasu do czasu "można". A kiedyś przeczytałem, że wegetarianką jest Sigourney Weaver (główne role we wszystkich częściach "Obcego").

Oglądając więc ostatnio jakiś film z jej udziałem pilnie przypatrywałem się scenie posiłku, w skład którego wchodził między innymi kurczak. I... nie zjadła go! W momencie pokazywania krojenia ptaka kamera ukazała jedynie kobiece dłonie, także podnoszenie do ust kęsa nie pozwalało poznać osoby, która to robi, brania do ust zaś w ogóle nie było widać. Tyle zachodu z powodu jakiegoś drobiu? Inni aktorzy nie takie rzeczy robili przed kamerą: niepalący palili, niećpający wciągali drągi... Wniosek jest więc prosty- Sigourney nie jada mięsa z na tyle ważnego powodu, by nie robić tego nawet na planie filmowym, a w takich scenach zastępuje ją jakaś dublerka. Skoro wspomniałem o znanych wegetarianach, to przypomniała mi się taka historia. Dowiedziałem się kiedyś o mojej znajomej, iż odstawiła mięso od swego jadłospisu. Zdziwiło mnie to trochę, bo to żadna załogantka była, a w tamtych latach właściwie tylko bardziej lub mniej zorientowani alternatywnie moi znajomi żyli w ten sposób. Zachodząc więc kiedyś do niej pytam i o powody takiej decyzji. Usłyszałem spory wykład o tym, co dobrego jest w wegetarianizmie, a co złego w jedzeniu mięsa właściwie dla mnie nic nowego. Później jednak jako argument padło stwierdzenie, iż mnóstwo znanych ludzi było czy jest wegetarianami. Oczywiście zgodziłem się z tym, ale mimochodem powiedziałem, że my znanymi ludźmi wcale nie jesteśmy, i wtedy owa Sabina z błyskiem w oku oświadczyła: "ale może kiedyś będziemy".

Bardzo mi się to spodobało i natchnęło ogólnym optymizmem. Zresztą, ja już wygryzłem mojego kumpla Piszpunta z pisania kolumn dla "Pasażera" i teraz to mnie wielbią polskie punki. Od jakiegoś czasu media pisząc o wicepremierze, ministrze finansów Grzegorzu Kotodce wspominają o jego wegetarianizmie- ... warto zapamiętać to nazwisko do sporów z mięsożernymi o zdrowe życie. A czy wiecie, że gdy w Wlk. Brytanii chciano powołać na stanowisko ministra rolnictwa wegetariankę, to rolnicy organizowali wielotysięczne manifestacje w proteście. Może spotkaliście się z wiadomością o obchodach ogólnopolskiego dnia promocji wegetarianizmu. Na razie taki dzień odbył się raz, 11 maja 2002r. Uczestniczyło w nim kilkanaście miast, wśród nich zaś Szprotawa była najmniejszym. Mimo tego, w parę osób zorganizowaliśmy niezłą imprezę z dosyć dobrą frekwencją- tym bardziej, że w tym samym czasie władze miasta kusiły festynem piwnym. Ale wspominam o tym nie by się chwalić, lecz dlatego, iż w naszym spotkaniu uczestniczyła lekarka, która jest wegetarianką- czyli jada tylko surowe warzywa i owoce (jeśli potrzebujecie namiary na . takich medyków, to korzystajcie z listy w "Wegetariańskim Świecie").

Pani Czesława przyjechała do nas ze swoim pełnoletnim synem i dała długaśny wykład o szkodliwości pokarmu mięsnego, a takie słowa w ustach zaawansowanej wiekiem doktorki dały zapewne do myślenia niejednemu słuchaczowi i czytelnikowi- był potem spory, dosyć rzetelny artykuł w lokalnej gazecie. A czy słowo pisane ma dużą siłę przebicia? Zastanawiają mnie książki do nauki języka angielskiego. Jakie brytyjskie wydawnictwo by je nie wydało i jaki autor nad nimi nie myślał, to zawsze znajdziecie tam czytanki o tym, jak hamburger pożera lasy deszczowe, co jest złego w korporacjach, a co dobrego w wegetarianizmie, dlaczego to warto korzystać z roweru i komunikacji zbiorowej, co nam dają odnawialne źródła energii, czym negatywnym jest amerykanizacja świata itp.- wypisz wymaluj tematy z punkowych tekstów i ulotek. Można nawet poczytać sobie o Bobie Marleyu czy Iron Maiden! Jakoś to mocno kontrastuje z tekstami w polskich podręcznikach literatury czy do nauki języków obcych. Zupełnie innym problemem są stosunki panujące w naszych szkołach. Gdy Agnieszka, moja żona, zaczynała pracę, właściwie wszystkie pozostałe nauczycielki były od niej dużo starsze. Mało tego, poza tym o podejściu autorytarno-konserwatywnym. A to krzyk, że tamta uczennica przyszła z makijażem, a to, że ten uczeń ma kolczyk w uchu itd. Gdy więc Agnieszka zrobiła sobie dready, to dopiero był szok. Jednak oficjalnie zgrzytów nie było, tylko gadanie po kątach.

No i kiedyś w pokoju nauczycielskim belferki przezywając jednej uczennicy, że ma taką fryzurę, że to i tamto i że "no przecież ona nie je mięsa". A że dziewczyna ta znała się z Agnieszką jeszcze z wcześniejszych lat (przychodziła na próby Neuropatii), to padła propozycja, by to właśnie ona wpłynęła na gimnazjalistkę. Wtedy zaś moja żona: "a co ja ją będę przekonywać do mięsa, jak sama go nie jem"- nauczyciele niby o tym wiedzieli, ale w swych próbach wpływania na czyjeś życie całkiem zapomnieli, iż wśród nich też jest taka ekscentryczka. Ale opiszę wam lepszą historię. Wraca z lekcji do pokoju nauczycielka i wypytuje tam koleżanki, co to takiego jest mineta, bo uczeń, tak mówił do uczennicy. I Opowiedziałem to babkom w pracy licząc na niezły ubaw. I nie pomyliłem się, bo ubaw miałem, jednak nie śmiałem się ze współpracownicami, ale z nich samych, gdyż okazało się, że one też nie wiedzą, co to takiego ta tajemnicza mineta. Ot, widać, że lata szkolnej -edukacji bez lekcji z wiedzą o życiu seksualnym zbierają żniwo, a wielu jeszcze chce i utrzymać status quo. Co do ekscentryzmu czy życia wśród ludzi "normalnych", to widziałem niedawno w TV talk-show na ten temat. Wystąpiła tam między innymi dziewczyna i chłopak, którzy już na pierwszy rzut oka skojarzyli mi się ze straight edge: proanimalistyczne koszulki, słynny zegarek z "X", mnóstwo dziar i kolczyków "w dziwnych miejscach i te klimaty, poza tym temat programu też mi podpowiedział, czego mogę oczekiwać, i nie zawiodłem się- para była wegańskimi sXe. Opowiadając o swoich przygodach w społeczeństwie na co jednak zwrócili uwagę: otóż większość ludzi nie dziwią ich tatuaże czy weganizm, a to, że będąc młodymi i tak wyglądającymi nie piją alkoholu i nie paląpapierosów! Patrząc na moje doświadczenia, choć daleko mi do takiej ultra prezencji, to całkowicie przyznaję im racje. Stay punx!

Anioł